Kolejnego dnia zaraz po „kempingowym” śniadaniu wyruszyliśmy na Litwę. Niewielkie państwo, z którym graniczymy na północnym-wschodzie zamieszkuje niecałe 4 miliony ludności. Fakt ten był dostrzegalny na całej trasie do Wilna. Jechaliśmy przez urokliwe, zielone tereny. Zadziwiającym było jednak to, że mimo swego piękna przypominały wyludnioną krainę. Czasami jednak spotykaliśmy „wioski” – tworzyły je dwa lub trzy drewniane domki…
Po dotarciu do Wilna zastanawialiśmy się przez chwilę, czy przypadkiem nie przenieśliśmy się – nie za granicę - ale na południe Polski, do Krakowa. Pod względem architektury miasta te są sobie bardzo bliskie, szczególnie ich starówki. Panuje w nich jednak zdecydowanie odmienna atmosfera. W Wilnie nie było tłumu turystów, studentów, mieszkańców. Kawiarniom, w których dominowały akcenty francuskie (muzyka, wystrój) brakowało gwaru rozmów. Trudno było nie dostrzec spokoju i ciszy tego miasta.
Stolica Litwy ciekawa jest również ze względu na współistnienie w niej wielu religii. Jednego dnia zobaczyliśmy miejsce pielgrzymek katolików: Kaplicę Matki Bożej Miłosierdzia w Ostrej Bramie, jak i świątynie prawosławne, grekokatolickie oraz synagogę. Podziwialiśmy również inne perły litewskiej stolicy m.in.: monumentalną katedrę wileńską, pałac prezydencki, czy uniwersytet, na którym kształcili się wybitni polscy romantycy.
/Kasia